Wojna się skończyła. Kurz po ostatniej bitwie o Hogwart już dawno opadł. Wygraliśmy. Więc jak to możliwe, że cały mój świat legł w gruzach? Z pozoru przecież prawie nic się nie zmieniło. Strona Zakonu nie straciła wielu ludzi, choć każda strata była bolesna. Weasleyowie zmagają się ze śmiercią Freda, Parvati cierpi po stacie swojej najlepszej przyjaciółki Lavender, a maleńki Teddy nie pozna nigdy swoich rodziców.
Teoretycznie ja nie miałem nawet kogo stracić, ale od dawna ci wszyscy ludzie byli dla mnie rodziną. Lepszą, niż kiedykolwiem mogłem sobie wymarzyć. Niektórzy z nich zginęli, by mnie chronić, tak jak Syriusz czy Dumbledore. Niektórych udało mi się ocalić. Niektórzy okazywali się inni, niż mi się wydawało, jak Snape, który chronił mnie przez cały czas, choć nie zdawałem sobie z tego sprawy, lub jak Malfoy, mój największy szkolny wróg, który przeszedł na naszą stronę i w czasie bitwy osłaniał Hermionę. A dla mnie liczy się tylko to, że Ginny Weasley jest cała i zdrowa. Nawet jeśli już nie moja...
Oddaliła się ode mnie, a ja jej na to pozwoliłem, jak ostatni osioł. Nie chciałem jej przecież do niczego zmuszać, dałem jej czas, ale zamiast zmierzać ku lepszemu między nami było coraz gorzej. Unikała jak ognia przyjęć, bankietów, pierwszych stron gazet, a co za tym idzie także i mnie. Nienawidziła całej tej otoczki Wybrańca. I ja z dnia na dzień nie znosiłem tego coraz bardziej. Jedyne o czym marzyłem, to by wszystko wróciło do normy. Zamieszkałem w Norze, na czas remontu rezydencji rodowej Blacków na Grimmauld’s Place, która teraz należała do mnie. Jednak nawet tam nie widywałem jej zbyt często i zwykle z oddali, bo na mój widok uciekała jak wtedy, gdy byliśmy mali, w moje pierwsze wakacje w domu Rona. Musiałem ją odzyskać. Moją radosną, ciepłą Ginny. Nigdy wcześniej nie byłem tak zdeterminowany. Polowałem na nią niepostrzeżenie aż trafiła się idealna okazja.
Jak zwykle nie mogłem spać i przechadzałem się koło okna w moim pokoju. Właśnie wtedy ją zobaczyłem. Siedziała skulona na ławce w ogrodzie. Była taka śliczna, że moje serce od razu zabiło szybciej. Płakała, a światło księżyca odbijało się na jej mokrych rzęsach. Nie mogłem znieść tego, że jest nieszczęśliwa. Chciałem tylko być przy niej, więc chwyciłem sweter i ruszyłem w jej kierunku. Podkradłem się do niej cicho i przykryłem ją, by nie było jej zimno. Wzdrygnęła się na mój widok i chciała uciec bez słowa, ale nie mogłem jej na to pozwolić. Za bardzo mi jej brakowało. Przyciągnąłem ją do siebie i zamknąłem w uścisku. Zacisnęła dłonie na mojej koszuli i oparła głowę o moje ramię. Cały czas płakała.
- Ja nie potrafię tak żyć, rozumiesz? - szepnęła. - Nie chcę tej sławy, fanów i wywiadów w gazetach.
- Wiem, Ginny... Ja też tego nie chcę. Pomóż mi przez to przejść.
- Jak mogę ci pomóc, skoro sama nie daję z niczym rady?!
- Po prostu bądź, Gin. Bądź przy mnie. Przecież razem przejdziemy przez wszystko, razem damy radę. Nie dam zrobić ci krzywdy. Zaczniemy żyć normalnie, obiecuję.
- Nigdy nie będzie tak, jak było...
- Gin, to wszystko się zmieni. Taki stan nie może trwać w nieskończoność. Wszystko się ułoży. Będziemy szczęśliwi, tylko bądź obok.
Spojrzała na mnie zaszklonymi oczami i wspięła się na palcach, by delikatnie dotknąć ustami moich warg.
- Kocham cię, Harry.
Teoretycznie ja nie miałem nawet kogo stracić, ale od dawna ci wszyscy ludzie byli dla mnie rodziną. Lepszą, niż kiedykolwiem mogłem sobie wymarzyć. Niektórzy z nich zginęli, by mnie chronić, tak jak Syriusz czy Dumbledore. Niektórych udało mi się ocalić. Niektórzy okazywali się inni, niż mi się wydawało, jak Snape, który chronił mnie przez cały czas, choć nie zdawałem sobie z tego sprawy, lub jak Malfoy, mój największy szkolny wróg, który przeszedł na naszą stronę i w czasie bitwy osłaniał Hermionę. A dla mnie liczy się tylko to, że Ginny Weasley jest cała i zdrowa. Nawet jeśli już nie moja...
Oddaliła się ode mnie, a ja jej na to pozwoliłem, jak ostatni osioł. Nie chciałem jej przecież do niczego zmuszać, dałem jej czas, ale zamiast zmierzać ku lepszemu między nami było coraz gorzej. Unikała jak ognia przyjęć, bankietów, pierwszych stron gazet, a co za tym idzie także i mnie. Nienawidziła całej tej otoczki Wybrańca. I ja z dnia na dzień nie znosiłem tego coraz bardziej. Jedyne o czym marzyłem, to by wszystko wróciło do normy. Zamieszkałem w Norze, na czas remontu rezydencji rodowej Blacków na Grimmauld’s Place, która teraz należała do mnie. Jednak nawet tam nie widywałem jej zbyt często i zwykle z oddali, bo na mój widok uciekała jak wtedy, gdy byliśmy mali, w moje pierwsze wakacje w domu Rona. Musiałem ją odzyskać. Moją radosną, ciepłą Ginny. Nigdy wcześniej nie byłem tak zdeterminowany. Polowałem na nią niepostrzeżenie aż trafiła się idealna okazja.
Jak zwykle nie mogłem spać i przechadzałem się koło okna w moim pokoju. Właśnie wtedy ją zobaczyłem. Siedziała skulona na ławce w ogrodzie. Była taka śliczna, że moje serce od razu zabiło szybciej. Płakała, a światło księżyca odbijało się na jej mokrych rzęsach. Nie mogłem znieść tego, że jest nieszczęśliwa. Chciałem tylko być przy niej, więc chwyciłem sweter i ruszyłem w jej kierunku. Podkradłem się do niej cicho i przykryłem ją, by nie było jej zimno. Wzdrygnęła się na mój widok i chciała uciec bez słowa, ale nie mogłem jej na to pozwolić. Za bardzo mi jej brakowało. Przyciągnąłem ją do siebie i zamknąłem w uścisku. Zacisnęła dłonie na mojej koszuli i oparła głowę o moje ramię. Cały czas płakała.
- Ja nie potrafię tak żyć, rozumiesz? - szepnęła. - Nie chcę tej sławy, fanów i wywiadów w gazetach.
- Wiem, Ginny... Ja też tego nie chcę. Pomóż mi przez to przejść.
- Jak mogę ci pomóc, skoro sama nie daję z niczym rady?!
- Po prostu bądź, Gin. Bądź przy mnie. Przecież razem przejdziemy przez wszystko, razem damy radę. Nie dam zrobić ci krzywdy. Zaczniemy żyć normalnie, obiecuję.
- Nigdy nie będzie tak, jak było...
- Gin, to wszystko się zmieni. Taki stan nie może trwać w nieskończoność. Wszystko się ułoży. Będziemy szczęśliwi, tylko bądź obok.
Spojrzała na mnie zaszklonymi oczami i wspięła się na palcach, by delikatnie dotknąć ustami moich warg.
- Kocham cię, Harry.